Tak samo gorąco do odmawiania różańca wzywała Matka Boża dzieci w Fatimie, zapewniając, że ta modlitwa może uratować świat i nawrócić zatwardziałych grzeszników: „Chcę abyście codziennie odmawiały różaniec” – prosiła. Fatima, jako jedno z niewielu państw, uniknęła strasznego spustoszenia podczas II wojny światowej
jestem w 16 dniu odmawiania części dziękczynnej…jest coraz ciężej, początki były ciężkie, wszystko działo się na opak…ale teraz kiedy zbliżam się do końca NP ogarnia mnie zwątpienie, że intencja, w której się modlę nie zostanie wysłuchana, że nie otrzymam łaski, że nie jestem godna, że mój ukochany nie otworzy ponownie swojego serca dla mnie, ignoruje mnie jakby uciekał ode mnie…dlatego piszę, że ogarnia mnie zwątpienie ponieważ wcześniej chociaż ze mną rozmawiał…kocham go i zawsze kochałam, pogubiliśmy się po 10 latach bardzo, ja „cisnęłam”w jego serce mocniej i staram się odkupić winy ale bez rezultatu…błagam Mateńkę o pomoc. Dzieją się dziwne rzeczy wokół jakby „zbiegi okoliczności” ale wszystko jest nie tak, zostało 11 dni i boję się, że nie podołam. Nie traktuję NP jak magicznego zaklęcia, pragnę aby za wstawiennictwem Mateńki otrzymać wybłaganą łaskę, raz w życiu otrzymać to o co błagam. po skończonej NP postaram się złożyć pełne świadectwo. StartListy od CzytelnikówAnka: Dzieją się dziwne rzeczy
Podczas odmawiania Nowenny relacje między nami były różne, w dzień kiedy rozpoczęłam część dziękczynną zrozumiałam, że nie zmuszę nikogo do miłości i postanowiłam zerwać z nim wszelki kontakt. Nie zaprzestałam odmawiać różańca, dalej z uporem trwałam w modlitwie.
Ks. Sławomir Kostrzewa ((link 1) i (link 2) poleca: Wywiad z ks. Marcinem Wiśniewskim, egzorcystą pracującym w diecezji kaliskiej – o zagrożeniach duchowych związanych z niektórymi zabawkami i bajkami dla dzieci – Z części I (kliknij): Jaka jest pierwsza rada, której jako egzorcysta udziela ksiądz ludziom podczas procesu rozeznania? Ludziom, którzy do mnie przychodzą zawsze radzę, aby zaczęli modlić się do Ducha Świętego, aby Pan Bóg pokazał im, gdzie tkwi problem w ich życiu. Czy to jest problem bardziej natury duchowej, czy też jest związany z psychiką, z historią życia, przeżyciami ukrytymi w podświadomości, których przy powierzchownej refleksji nie potrafimy dostrzec. Jeżeli człowiek szczerze się modli do Ducha Świętego, to rzeczywiście Bóg pokazuje nam nawet rzeczy ukryte. Trzeba dać Bogu prawo, aby On poprowadził proces naszego uwolnienia, czy uzdrowienia. To jest pierwsza sprawa. (…) Co jeszcze jest istotne w procesie rozeznawania? Ważne jest, aby zacząć od siebie. Ludzie często przychodzą i myślą, że egzorcysta włoży na nich ręce, pomodli się i wszystko będzie załatwione. Czasem się okazuje, że sytuacje, które my nazywamy krzyżem w naszym życiu, tak naprawdę są skutkiem naszych złych wyborów i grzechów. Rzucamy w niebo kamieniami, że mamy nieudane życie, tymczasem to wcale nie jest tak, że Bóg karze nas za grzechy, ale w samym grzechu jest ta trucizna, która nam życie zatruwa. Ludzie czasami sugerują, że ktoś im zrobił krzywdę, przeklął, czy rzucił urok. Zawsze wtedy uspokajam i radzę zacząć od siebie. Czy jednak ten człowiek sam nie wszedł na drogę grzechu i dlatego jest nieszczęśliwy? To jest pierwsza rzecz. Ad rem czyli do rzeczy:) O zabawkach dla dzieci i innych zniewalających gadżetach dla młodzieży: W pierwszej części naszej rozmowy doszliśmy do wniosku, że ludzie są zniewoleni doczesnością, że nie podnoszą wzroku ku niebu. Chciałbym, abyśmy teraz dotknęli konkretnych zagrożeń, zwłaszcza tych, które dotyczą dzieci i młodzieży. Ks. Marcin Wiśniewski: Tych propozycji, możemy je nazwać szatańskimi, dla dzieci i młodzieży jest bardzo wiele. Mam na myśli zabawki, książki bajki i gry komputerowe, które są nafaszerowane treściami o tematyce wróżbiarstwa, magii, gdzie dzieci od początku są wprowadzane w świat śmierci, brzydoty, czy wampiryzmu. To wszystko oczywiście oddziałuje na dzieci. Są również rzeczy wyglądające na zupełnie niewinne, a wręcz godne polecenia, jak na przykład kursy szybkiego uczenia, które czasami (nie zawsze) są na pograniczu psychologii i okultyzmu, choć opakowane w język pseudonaukowy. I często się zdarza, że po takich właśnie kursach pojawiają się problemy duchowe. Podobnie rzecz się ma z różnymi organizowanymi w szkołach zabawami, związanymi z Halloween czy z „andrzejkami”, gdzie nauczyciele zapraszają prawdziwą wróżkę i dzieci są inicjowane. Ostatnio słyszałem o takim przypadku wychowawcy na koloniach, który podarował wszystkim dzieciom ze swojej grupy, pięciolatkom, wisiorki z trupią czaszką. Dzieci oczywiście nosiły te wisiorki i zaczęły się dziać z nimi dziwne rzeczy. Skąd o tym wiem? Bo zaniepokojeni rodzice zgłosili się do mnie. Proszę zauważyć, rodzice wysyłają dzieci do szkoły, czy choćby na takie kolonie, są przekonani, że dzieci będą bezpieczne, w końcu to państwowe instytucje, państwowa edukacja, a tak naprawdę mamy tam do czynienia z niebezpieczeństwami, które nie raz pod pozorem naukowości się tam wkradają. A z drugiej strony, z tych samych szkół i publicznych instytucji wyprowadzają nam krzyże i inne symbole religijne pod pozorem, a właściwie coraz bardziej dotkliwym przymusem laickości. Czyli rozumiem, że te wszystkie lalki typu Monster High, bajki i gry to są zagrożenia, które otwierają wrażliwość dzieci na pewne rzeczy, na które lepiej, żeby nie były otwarte? Dokładnie tak. Musimy sobie zdawać sprawę z tego, że są pewne symbole, które działają niezależnie od wiary człowieka. Ostatnio dostałem artykuł od jednego z egzorcystów na temat bajki Hello Kitty. Jest to bajka, która funkcjonuje w przedziwny sposób, ponieważ ciężko ją znaleźć w stacjach telewizyjnych dostępnych ogólnie, czy choćby przez kablówki, a tymczasem wszystkie dzieci wiedzą, o co chodzi. Jest to bajka okryta pewną tajemniczością, jej głównym bohaterem jest kotek z różową kokardką na uszku i rzeczą przedziwną jest, że kotek nie ma ust. Niektóre źródła utrzymują, że twórcą tego wszystkiego jest mężczyzna pochodzący z Japonii, który złemu duchowi w zamian za uzdrowienie swojego dziecka obiecał stworzyć symbol czczony na całym świecie. Dzisiaj można dostać wszelkie przedmioty dla dzieci od śliniaczków, przez pościele, ubrania po tornistry i przybory szkolne z podobizną Hello Kitty. Rodzice kupują takie rzeczy, nie zdając sobie sprawy, że dziecko nosząc coś takiego, może być dręczone przez złe duchy. Aż ciężko w to uwierzyć. Nie wiem, czy sam nie podarowałem moim bratanicom czegoś przyozdobionego wizerunkiem Hello Kitty… Jeżeli chodzi o dzieci musimy pamiętać, że dzieci są bardzo wrażliwe, z wielu rzeczy nie zdają sobie sprawy, ale są bardzo otwarte na świat duchowy. Właśnie dlatego, jeżeli w domu dzieje się coś złego na płaszczyźnie duchowej, dzieci reagują jako pierwsze. Prawdopodobnie dzieci są zdolne do widzenia świata aniołów, czasami bawią się z aniołami stróżami przez taką swoją prostotę i bezpośredniość, a z drugiej strony widzą też świat tych złych duchów i reagują. Czasami nawet jeszcze nie mówią, a już potrafią wskazać miejsca czy sytuacje, w których czują coś złego, czego się boją, co sprawia, że w nocy budzą się z krzykiem. To się zdarza często w przypadkach, gdy dzieci leczone są homeopatią. Nie ma jakiegoś wyraźnego nauczania Kościoła w tej sprawie, ale trzeba też powiedzieć, że nikt się nie pyta o zdanie egzorcystów. W moralnej ocenie jakiegoś działania bierze się pod uwagę różne przesłanki, ale w przypadku homeopatii sam brak jakiegokolwiek naukowego uzasadnienia powinien budzić wątpliwości. No bo, co działa przez homeopatię, jeśli nauka nic nie wyjaśnia? Ja znam konkretne przypadki, kiedy rodzice skarżą się na problemy dziecka ze snem, budzenie się z krzykiem i często zdarza się, że stosują właśnie homeopatię. Kiedy ją odstawią, rodzice pójdą do spowiedzi i problemy się kończą. Jak to wyjaśnić? Coś niedobrego w homeopatii musi być. Zresztą sam Samuel Hahnemann, twórca homeopatii powiedział, że nie jest to forma medycyny naturalnej, tylko forma wiedzy tajemnej, czyli zostało to wprost nazwane magią, powstało to jako szarlataneria, a teraz próbuje się dorabiać jakieś pseudonaukowe teorie. No i nie ma co ukrywać, że dzisiaj jest to również ogromny biznes, tzw. leki homeopatyczne kosztują więcej niż inne lekarstwa… … i są ładnie opakowane, zapewniani jesteśmy, że są skuteczniejsze niż antybiotyki i nie posiadają żadnych skutków ubocznych. Niestety, rodzice często nie mają wiedzy na ten temat i narażają nawet własne dzieci. Chciałbym, żeby to bardzo jasno wybrzmiało: czyli nawet jeśli my nie mamy pojęcia o tym, co się kryje za śliniaczkiem z nadrukiem Hello Kitty, albo za homeopatią i nabywamy te rzeczy zupełnie nieświadomie dla naszych dzieci, albo je leczymy w taki sposób, podkreślam, bez żadnej świadomości, a co dopiero mówić o przyzwoleniu na przystąpienie do naszych dzieci Szatana, narażamy je na poważne konsekwencje? Trzeba odróżnić pojęcie grzechu, gdzie żeby narazić się na karę wiecznego potępienia, potrzebna jest wolna wola i świadomość. Natomiast przed skutkami doczesnymi nie chroni nas nieświadomość, na przykład jeśli nosimy jakiś wisiorek, który ktoś nam podarował, albo mówimy, że nie wierzymy w jakieś jego magiczne moce (to po co w ogóle go nosimy?). Ta nieświadomość, albo niewiara nie chronią nas, nie sprawią, że symbol nie będzie działał. Symbol działa sam w sobie, zawiera w sobie pewną ideę, czy moc i otwiera nas na przystęp duchów, do których się odwołuje. Oczywiście, gdybyśmy umarli, nie ponosimy winy, jeśli nosiliśmy taki wisiorek nieświadomie, nie pójdziemy do piekła, natomiast nie zostaną nam oszczędzone doczesne konsekwencje w postaci nękania czy cierpienia duchowego. Można wręcz powiedzieć, że jeśli ktoś jest dręczony tu na ziemi przez złego ducha, to jest to dopust Boży, który jest wyrazem miłosierdzia Boga, który pokazuje nam w ten sposób, że idziemy w złym kierunku. Najczęściej na początku dochodzi do takiego oswojenia, a później jest już świadome wejście w zło, bo umysł człowieka jest zniewalany przy każdym kontakcie z okultyzmem, z magią, ja to nazywam zaciemnieniem umysłu. Do takiego człowieka nie trafiają żadne argumenty. Ile ja odbyłem rozmów z ludźmi, którzy na przykład chodzą do bioenergoterapeuty! Im więcej korzystają, tym bardziej mają związane myślenie przez złego ducha, tak że logiczne argumenty do nich nie docierają. Pociągnijmy jeszcze ten temat, dzisiaj ludzie wyjeżdżają za granicę do Afryki, do Indii i przywożą różne maski, amulety, słoniki itp. Czy to też są rzeczy niebezpieczne? Miałem takie sytuacje. My nie mamy pojęcia, która maska na przykład jest po prostu wyobrażeniem jakiegoś konkretnego bóstwa innych religii i tu wchodzimy na teren bałwochwalstwa. My mamy jednego Boga i nam nie wolno mieć wyobrażeń innych bóstw, przypomnijmy sobie choćby sytuację przed wcieleniem Syna Bożego, czyli Stary Testament: nie wolno było czynić, ani mieć żadnych wyobrażeń nawet Pana Boga. Dzisiaj po wcieleniu, kiedy Bóg objawił się nam w swoim Synu, możemy mieć święte obrazy w naszych domach. Ale zauważmy paradoks: święte obrazy z naszych nowoczesnych domów znikają, poznikały krzyże, a jak już są, to malutkie i niepozorne, poznikały kropielnice z wodą święconą i zapewniam, że diabeł się z tego cieszy. Natomiast pojawiły się figurki Buddy, jakieś maski i niestety pojawiają się również czasami bardzo poważne problemy: choroby, nieszczęścia, zwłaszcza tam, gdzie tych masek nagromadzono wiele. Znam sytuacje, gdzie wraz z wyrzuceniem wszystkiego kończyły się problemy i choroby. My nie mamy pojęcia, czy nad tymi przedmiotami nie były odprawiane przez szamanów jakieś obrzędy, czy one nie były częścią kultu, dlatego należy ich unikać. No to moi przyjaciele z Domowego Kościoła mają już odpowiedź na pytanie, które kiedyś mi zadali, odnośnie słonika przywiezionego przez przyjaciół z Indii… Takie przedmioty należy po prostu wyrzucić albo zniszczyć. W mojej praktyce zbyt dużo miałem przypadków zła sprowokowanego przez obecność takich przedmiotów, by traktować je jak zwyczajną ozdobę, po co się na takie coś narażać? Ja nie mam dzieci, ale zastanawiam się, jak sobie mają poradzić rodzice dzieci, których wszyscy koledzy i koleżanki w szkole mają piórnik albo tornister z Hello Kity, czy Monster High, jak im wytłumaczyć, że to może szkodzić? Jest to problem, ale im więcej będzie rodziców świadomych i mądrych, tym łatwiej będzie wokół tych spraw przywracać normalność. Rodzice świadomi swojego chrześcijaństwa nie będą ryzykować dobra i wieczności swoich dzieci dla świętego spokoju. Znajdą czas i siły, aby tłumaczyć i nie poddawać się naciskom większości, czy mass mediów. Będą dzieci chronić od tego zalewu brzydactwa i banalizacji zła i śmierci. Będą wybierać odpowiednie bajki, bez agresji, limitować dostęp do internetu, kiedy jeszcze można na dzieci wpłynąć, a nie lamentować kiedy dzieciak ma 15 – 16 lat i jest uzależniony od internetu, bo wtedy jest już za późno. Zawsze mówię, że dzieci będą dziękować rodzicom za dobre wychowanie. Ale rodzice muszą być świadomi i wierzący. Ja mam bardzo często spotkania i mówię o tych zagrożeniach. W ogóle to jest bardzo niezręczna sytuacja, bo jestem księdzem i ciągle muszę mówić o tym, czego nie wolno. A ja bym wolał mówić o miłości Pana Boga! Ale taka jest też moja rola. Musimy bardzo się starać, aby ludzie mieli zaufanie do Kościoła i wierzyli, że jeśli ich przed czymś ostrzegamy, to dla ich dobra, zarówno tego doczesnego, jak i w wieczności. rozmawiał ks. Andrzej Antoni Klimek za: kliknij
W pewnym momencie życia wiedziałam, że ratunkiem może być tylko modlitwa. Nowennę pompejańską znalazłam w internecie, gdy szukałam modlitwy, która mogłaby pomóc mojemu chłopakowi – alkoholikowi. Od razu z entuzjazmem zaczęłam ją odmawiać. W dniach odmawiania nowenny pojawiały się znaki, abym modliła się dalej i nie traciła ufności. Były też pewne trudności, ale
Bardzo proszę Beti J wierzę że kiedyś dokończę moje świadectwo, odnośnie właśnie słów Oli, kiedyś gdzieś w internecie przeczytałam (nie wiem czy to było jakieś forum czy w komentarzu pod artykułem) ktoś zapytał „ czy jakaś wasza modlitwa kiedyś została wysłuchana?” właśnie wtedy zaczęłam się zastanawiać (miałam dwie myśli dwie modlitwy które nie zostały wysłuchane i tylko te dwie zapamiętałam) i nagle pomyślałam, że przecież PAN BÓG MI NIGDY NICZEGO NIE ODMÓWIŁ. Uświadomiłam sobie właśnie wtedy, że tak naprawdę te modlitwy też w jakiś sposób zostały wysłuchane, jedna z nich (wiem że teraz to śmieszne i błahe ale jako dziecko wydawało mi się to bardzo ważne) to było jeszcze w szkole podstawowej modliłam się tak bardzo żeby dostać ze sprawdzianu dobrą ocenę, bo nauczona nie byłam w ogóle, ale nauczona tym że każda moja modlitwa zostawała wysłuchana. Dostałam 2 ale było mi przykro chociaż wiem, że sobie zasłużyłam. I to był jeden raz kiedy myślałam, jak to ? ja tak bardzo prosiłam (w innych przypadkach zawsze Matka Boża mnie ratowała) I wtedy rozmyślając nad tym pytaniem zadanym przez kogoś przypomniała mi się dwie sprawy niewysłuchane jedna z nich opisana wyżej, i pomyślałam jak to przecież skończyłam studia i to dobre studia, na które było się tak ciężko dostać, kierunek na który było się dostać najtrudniej na całej politechnice, moje świadectwo maturalne było bardzo kiepskie, ogólnie w szkole nie szło mi najlepiej może przez to że miałam jeszcze problemy osobiste w domu był taki okres czasu, że do liceum w ogóle przestałam chodzić, zaczęły się wagary z koleżanką, chodziłyśmy tylko tak aby nie było więcej niż 50 % nieobecności, alby przejść do następnej klasy, w klasie maturalnej też nie chodziłam prawie wcale, ale uczyłam się w domu zaczęłam się przygotowywać w domu bo, BO był jeszcze egzamin wstępny, a nawet dwa, które zdałam. i nawet miałam bardzo dużo punktów, bardzo się wtedy skupiłam. Można powiedzieć, że dostałam się tylko egzaminem wstępnym. Na studiach wzięłam się za siebie i za naukę, nie miałam nigdy poprawek, bo lubiłam je bardzo, lubiłam mój kierunek. Potem skończyłam studia i myślałam co dalej? Przez przypadek dostałam praktykę miesięczną w swoim zawodzie, bo akurat była potrzebna osoba do pomocy na miesiąc. Potem wróciłam do domu i zarejestrowałam się w urzędzie pracy dostałam staż, w zawodzie pokrewnym do mojego ale i tak bardzo dużo się tu nauczyłam, mam do domu 5 min na nogach. Zawsze miała od szkoły 5, lub 10 min, na uczelnie 20. Na stażu okazało się że dziewczyna która pracuje jest w ciąży i odchodzi na macierzyński dokładnie kiedy skończy mi się staż. Nie wierzyłam że mi się uda ale złożyłam CV. Było dużo zgłoszeń ale okazało się ze tylko 2 osoby spełniają wymagania. Ja i pewna dziewczyna, która miała większe doświadczenie i kwalifikacje. Ale ona zrezygnowała i zostałam ja , na zastępstwoJ Ale kiedyś zastępstwo się skończy pomyślałam co ja wtedy zrobię, i poprosiłam Matkę Bożą o pomoc żeby znów przypadkiem pokierowała mnie gdzieś, gdzie będzie uważała za słuszne, do jakiejś pracy. I co?na drugi dzień okazało się, że kolejna koleżanka jest w ciąży i ma termin akurat wtedy kiedy mnie się kończy zastępstwo. Szef powiedział ze bardzo by chciał żebym ja została, ogólnie lubię tą prace i ludzi. I jeszcze odezwał się kolega ze studiów że u nich też jest dziewczyna w ciąży i też będą kogoś szukać na zastępstwo tylko że już w moim zawodzie. A myślałam na studiach że nigdy nie znajdę pracy albo że sobie nie poradzę. I właśnie wtedy czytając to pytanie zadane przez kogoś czy nasze modlitwy zostały wysłuchane, pomyślałam przecież Matka Boża mnie wysłuchała wtedy, i wtedy też. Bo przecież skończyłam całą naukę z pozytywnym efektem, a ja myślałam że nie bo dostałam 2 a modliłam się o 5.:) Ale przypomniała mi się jeszcze jedna modlitwa, właśnie odnośnie konkretnej osoby. Bolało mnie to przez lata, ale starałam się nie myśleć o tym, bo tak bardzo chciałam żeby została wysłuchana. Miałam 17 lat. Chodziłam do szkoły i codziennie mijłam chłopaka, on był ode mnie starszy chyba 6 lub 7 lat. On chodził do pracy a ja do szkoły. Jaka ja byłam w nim zakochana. Ale nie tylko ja, był bardzo przystojny, wszystkie dziewczyny jakie znałam się w nim podkochiwały, więc jakie ja mogłam mieć szanse J Znaliśmy się z widzenia, po szkole latem w wakacje chodziłyśmy do parku z koleżanką i tam go czasem mijałam jak szedł z kolegą, bo on mieszkał niedaleko tego parku. potem trochę rozmawialiśmy, potem codziennie w parku albo po drodze do szkoły, ale ja byłam dla niego tylko dzieckiem, ewentualnie młodszą koleżanką. Potem zaczęliśmy rozmawiać na gg (tzn ja do niego pisałam :D) modliłam się o niego wiele razy, aby zwrócił na mnie uwagę, bo pomyślałam ze spróbuję, że może są osoby o które warto zawalczyć . ale on powiedział mi wtedy że jestem bardzo młodziutka, że niestety. Pamiętam że powiedziałam mu wtedy że przecież niedługo będę mieć 18 latJ ale teraz mi się chce śmiać z tego bo ja stawałam na głowie żeby on na mnie zwróciła uwagę. Ośmieszałam się nie mało. Ale wiecie mimo wszystko zachował się bardzo dobrze w porządku. Bo przecież mógł wykorzystać w jakiś sposób głupiutką młodziutką dziewczynę . Potem on wyjechał, do dużego miasta w którym potem studiowałam, nie było to bardzo daleko 40 km, ale już go nie widywałam, wiedziałam tylko od koleżanki, ze ma dziewczynę. Bardzo mi było źle, przestałam się modlić o niego, bo i tak już było za późno, ale powiedziałam, do Pana Boga że wiem ze jak będę miała jakieś 25 lat to go spotkam, przypadkiem, wpadniemy na siebie i wtedy pójdziemy na kawę i będziemy jeszcze razem, oJ. Mijał czas powoli zapominałam o nim, jedyne co zostało to poczucie, że zrobiłam z siebie idiotkę, że stawałam na głowie, że tak bardzo się wydurniałam żeby go chociaż spotkać, chociaż coś się odezwać, a jego koledzy to pewnie mieli ze mnie niezły ubaw. I było mi tak strasznie wstyd. Minął kolejny rok. Zaczęłam się spotykać z pewnym chłopakiem, z jakiś miesiąc, wszyscy mi odradzali że to zwykły …. Ale wtedy tego jeszcze nie widziałam. Miałam 19 lat, były wakacje zaraz po mojej maturze, po wakacjach miałam wyjechać na studia do większego miasta. Korzystałyśmy z wakacji z koleżanką chodziłyśmy na basen się opalać, i przechodziłyśmy przez park, prawie codziennie. I tak jakbym miała Deja Vu.. ja z tą samą koleżanką, on z tym samym kolegą szedł naprzeciwko nas. Sparaliżowało mnie i przypomniało mi się jak robiłam z siebie głupka :D i tak mi było wstyd, tak bardzo że miałam ochotę się rozpłynąć, ale szłam dalej z pewną powagą i obojętnością, chciałam nie pamiętać jak się ośmieszałam. I żeby oni nie pamiętali. On mnie zobaczył uśmiechnął się ja kiedy przechodziliśmy obok siebie powiedziałam tylko obojętnie cześć. Chciałam tylko jak najszybciej zniknąć. Ale koleżanka powiedziała że on się odwracał jeszcze za mną że chciał coś powiedzieć a my tak szybko uciekłyśmy z taką obojętnością. Potem poszłyśmy do koleżanki do domu i zrobiłyśmy sobie kawę. I dostałam smsa, od niego .. „miło było Cię zobaczyć, co słychać u Ciebie co robisz?” coś takiego w 100 % już nie pamiętam każdego słowa dokładnie ale mniej więcej tak to było. Byłam w szoku bo nawet nie pamiętałam już że mam jego numer albo czy on w ogóle jest aktualny. Odpisałam że pijemy właśnie kawę. A on mi na to: „Ja też bym chętnie wypił z Tobą kawę.” Nic już nie odpisałam. Koleżanka mi mówiła idź co Ci zależy, ale ja miałam w głowie to że się tak kiedyś wydurniałam, albo że on teraz tak dla żartu napisał, albo że pójdę znowu coś poczuję a on tylko wypije ze mną kawę i więcej się nie odezwie i znów go nie zobaczę, ale to wszystko te myśli to nic, ja wtedy miałam chłopaka (od miesiąca) nic takiego znowu do niego nie czułam ale chciałam być w porządku od samego początku, byłam bardzo młoda i nawet kawa z kimś wydawało mi się że to coś złego. Naiwna byłam po prostu zawsze. Już nie mówiąc o tym że ten chłopak nie był w porządku, NIGDY. Ale to wychodziło powoli wtedy nie mogłam o tym wiedzieć. Pamiętam że całą noc nie spałam i myślałam o tym czy pójść z nim na tą kawę. Miałam w głowie to że kiedyś mi tak zależało a teraz znów się wkręcę a on znów wyjedzie albo więcej się nie odezwie, a z drugiej strony powinnam być w porządku, a najbardziej to mi się tłukły po głowie słowa że może nie może nikogo zmusić do miłości, więc skoro on nigdy nie chciał to .. i całą noc miałam taką burzę myśli. i nie odezwałam się. Potem poszłam na studia. Nie układało mi się z tym chłopakiem, którym byłam, bardzo bardzo. Nie mieszkałam już w domu, ale przyjechałam na święta. I o godzinie 22 kiedy siedziałam przed świętami w piżamce w łóżku, coś mnie tknęło nie wiem dlaczego, wysłałam mu świąteczne życzenia. I odpisał czy jestem w domu na święta w naszej rodzinnej miejscowości. Napisałam że tak, a on czy mam ochotę na spacer. Znowu się przestraszyłam, że spotkam go znowu i znowu się wkręcę a on po prostu po koleżeńsku a potem się nie odezwie. Poza tym skoro Wola Boża była inna to i tak nic z tego nie będzie on się więcej nie odezwie a ja będę myśleć znów o nim. Powiedziałam że leżę już w łóżku w piżamie i bez makijażu. Napisał żeby wyszła tak boi to tylko wieczorny spacer. I wyszłam J spacerowaliśmy rozmawialiśmy. I tyle, poszłam na ten spacer z nastawieniem że więcej i tak nic z tego nie będzie, bo przecież moja modlitwa nie została wysłuchana więc widocznie inna jest Wola Boża. Nie pamiętam chyba napisał mi jeszcze potem że było miło. Ja się już nie odezwałam on też nie poza tym ja miałam tego chłopaka. Potem spotkaliśmy się na jeszcze jeden spacer chyba z okazji innych ŚwiątJ Potem miałam już innego chłopaka od 5 lat. I od 5 lat to go już chyba nie widziałam może czasem jak jechałam autem w weekendy jak bywałam w domu i jechałam np. do babci to gdzies na ulicy mijałam go może raz na pół roku. Raz spotkałam się na Sylwestrze z jego bratem. Miałam 25 lat. Dokładnie 25 J ale już o nim nie pamiętałam, tylko jakiś sentyment był. Napisał do mnie… Po tylu latach Zapytałam czy on mnie jeszcze w ogóle pamięta. Szczerze to pomyślałam ze może się pomylił. „ takich ludzi się nigdy nie zapomina” - jak ja mogłam wtedy powiedzieć to samo o nimJ ale byłam z chłopakiem od 4 lub 5 lat. Napisał ze widział mnie na rowerze ze zastanawiał się co u mnie słychać ale widział mnie z chłopakiem wiec może żeby nie był zły to już nie będzie pisał chciał tylko wiedzieć co słychać. No tak ja kryłam z kimś tyle lat a to już była obca osoba. Potem się z nim widziałam czasem na basenie, on poznał dziewczynę, zaręczył, a jakieś 3 miesiące temu wzięli ślub. Ale „ takich ludzi się nigdy nie zapomina” To uświadomiło mi że czasem warto zrobić z siebie idiotkę, że warto okazać komuś całe swoje serce, nawet jak ta osoba tego nie doceni, bo być może nic to nie zmieni, a być może zostaniesz komuś pod sercem do końca życia po prostu przez sentyment , może kiedyś ta osoba nawet po 10 latach pomyśli znałem/znałam kiedyś taką fajną osobę J I jeszcze jedno Pomyślałam wtedy że Pan Bóg zawsze pamięta o naszych modlitwach nawet kiedy my sami już nie pamiętamy. Bo przecież ja już nie wierzyłam że ktoś taki jak on zwróci na mnie uwagę, a może gdybym wtedy wiele razy potem po latach ja miała inne podejście, zawalczyła znów dalej się modliła i nie poddała, to może byśmy byli razem. Cieszę się że stało się właśnie tak, cieszę się że nie jesteśmy. Ale Pan Bóg pamiętał i przecinał nasze drogi, pokazywał mi że nigdy nie zapomina J I właściwie wtedy pomysłami ze: TAK, wszystkie moje modlitwy zostały wysłuchane, tylko nie umiałam jeszcze na to spojrzeć. Dlatego wierzę ze o mojej obecnej intencji Matka Boża tez nie zapomni nigdy. Tylko teraz już nie jestem taka młoda niestety jak wtedy i ciężko tak czekać samemuJ To tyle jeśli chodzi o modlitwę za konkretną osobę z mojej strony. Jeżeli ktoś ma ciekawą historię dotyczącą tematu to miło by było jakby się tu podzielił, ja chętnie poczytam J
Zanim odeszła, dodała głosem pełnym przychylności i dobroci: „Ktokolwiek pragnie otrzymać łaski, niech odprawi na moją cześć trzy nowenny, odmawiając piętnaście tajemnic różańca, a potem niech odmówi znowu trzy nowenny dziękczynne” – zapisał Bartolo Longo.
Zauważyłem, że mniej więcej w połowie nowenny mało skupiam się na rozmyślaniu różańca, a bardziej na "klepaniu zdrowasiek". Do tego ciągłe poczucie zwątpienia, "po co ja to robię", "to nie ma sensu", "to nie dla mnie". W swoim życiu (jak każdy) doświadczałem i doświadczam wzlotów oraz upadków. Nowennę pompejańską odmówiłem trzy razy. Teraz odmawiałem czwarty raz zachęcony przez ojca Adama Szustaka, który zorganizował wydarzenie (na Facebooku) wspólnego odmawiania nowenny. Modliłem się w intencji dostania się na swój wymarzony kierunek studiów. Nie widziałem w swoim życiu innej drogi, aniżeli zostanie architektem. Można by rzec, że miałem na tym punkcie obsesję. W momencie odmawiania nowenny miałem przeświadczenie, że moja prośba może być bardzo hedonistyczna i nie spodobać się Bogu. Że być może zostałem powołany do czegoś innego, a sam dobry Bóg ma inny plan wobec mnie, a ja, z uporem maniaka i naprawdę na przekór wszystkiemu idę ścieżką, którą obrałem. Dlatego w drugiej nowennie dodałem do intencji: "jeżeli taka jest Twoja wola...". Dzięki Bożej pomocy udało mi się dostać na studia i jestem wręcz przekonany, że zostałem wysłuchany w mojej modlitwie. Pragnę jednak coś zauważyć oraz podzielić się spostrzeżeniami. Otóż przed rozpoczęciem nowenny dużo czytałem o tym, że mogą dziać się różne dziwne, niekoniecznie zależne od nas rzeczy i niekoniecznie będą to zdarzenia przyjemne. Że szatan w ten sposób będzie próbował wymusić na nas zwątpienie. Owszem - i ja czegoś takiego doświadczyłem, zwątpienia. Zauważyłem, że mniej więcej w połowie nowenny mało skupiam się na rozmyślaniu różańca, a bardziej na "klepaniu zdrowasiek". Do tego ciągłe poczucie zwątpienia, "po co ja to robię", "to nie ma sensu", "to nie dla mnie". Ale jak już wcześniej napisałem, jestem człowiekiem upartym i powtarzałem sobie, że nawet gdyby moja prośba nie została wysłuchana, to nic, że mimo wszystko dokończę modlitwę, żeby być bliżej Boga. Dlatego jeżeli ktokolwiek z was będzie miał chociażby chwilę zwątpienia w sens tej modlitwy, w swoje życie, pamiętajcie: bądźcie uparci i nie dajcie się pokusie odpuszczenia. Jeżeli w trakcie modlitwy zaczniecie wątpić, zacznie wam się coś psuć w życiu, to znaczy, że trwacie w więzi z Bogiem, a szatan chce tę więź za wszelką cenę zerwać. Wytrwałości! Tworzymy dla Ciebie Tu możesz nas wesprzeć.
Kasia: Nowenna o miłość. Świadectwa o nowennie pompejańskiej miłość, nadzieja, smutek, związek. Marysia: Na pewno wiele pokoju w sercu. Aneta: nowenna w intencji szczęśliwej operacji. Start. Świadectwa o nowennie pompejańskiej. Patrycja: Probuje zapomniec o moim ukochanym. Powiadamiaj mnie o odpowiedziach.
Jestem po odmówieniu trzech nowenn pompejańskich. O modlitwie tej dowiedziałem się w bardzo trudnym okresie mojego życia – załamanie nerwowe, utrata rodziny (głównie na własne życzenie). O modlitwie powiedział mi mój ksiądz proboszcz. Początki pierwszej nowenny były bardzo trudne. Mąż: Na własnej skórze doświadczyłem walki Zły na wszelkie możliwe sposoby przeszkadzał (choć niektórzy mogą wziąć te fakty za science fiction) – między innymi odgłosy upadania różnych przedmiotów w moim otoczeniu (słyszeli to też inni, jednak fizycznie nic nie upadało), brzydkie zapachy spalenizny w zamkniętym pomieszczeniu, problemy z uruchamianiem komputerów, dziwne telefony w czasie modlitwy, zerwany krzyżk z szyi (pomimo że oczko łańcuszka było całe), że nie wspomnę o „głosie” jakby acz tyłu głowy, który obrażał Matkę Przenajświętszą w czasie odmawiania nowenny pompejańskiej. Pomimo tego wszystkiego modliłem się dalej. W trakcie odmawiania pierwszej nowenny w intencji dotyczącej mojego sakramentalnego małżeństwa rozpocząłem drugą – o uwolnienie. Nie zabrakło w tym czasie łask. Bóg pozwolił mi poznać wiele nowych osób, w tym księży, między innymi egzorcystę (z czego bardzo się cieszę, bo uświadomił mi, że wszystko ze mną jest OK, a te ataki złego – zapachy, odgłosy itp. – to normalna sprawa przy nowennie). Z tego powodu odwiedziłem również psychiatrę, aby dowiedzieć się, tak po ludzku, czy nie zwariowałem. Okazało się, że wszystko ze mną OK. Generalnie w tym okresie otrzymałem wiele łask. Każdą z nich poprzedzał jakiś znak. Na przykład gdy czekałem u psychiatry w poczekalni, w radiu odmawiano różaniec, pomimo że nikt inny, w tym lekarz, nie zwrócił na to uwagi. Otrzymywałem również inne łaski, na przykład nagle poprawiła się sytuacja finansowa w firmie, stałem się spokojniejszy i cierpliwy, silniejszy duchem. Odnalazłem na nowo Boga. Bywały momenty, że „namacalnie” czułem obecność Mamy Najświętszej i moich świętych, do których zanoszę swoje modlitwy. Bardzo pomagają mi św. Ojciec Pio, św. Jan Paweł II, św. Rita i św. Józef. Moja pierwsza nowenna, zakończona w grudniu, nie spełniła się. Małżeństwo nadal jest w rozsypce – właściwie istnieje tylko na papierze. Druga nowenna, o nasze (moje i żony) uwolnienie, z mojej strony została wysłuchana, ze strony żony – nie wiem. Potem rozpocząłem trzecią nowennę, w intencji mojej zmiany (wiem, że to egoistyczne, ale chciałem być lepszym człowiekiem). Tym razem zły nie atakował w tak silny sposób jak za pierwszym razem. Były oczywiście momenty zwątpienia, pytania: czy warto? po co mi to? Matka Najświętsza obdarzyła mnie wielką łaską. Okulary, które wcześniej nosiłem, są obecnie dla mnie zbędne (powiem tylko, że bez okularów nie wychodziłem z domu, nie mogłem prowadzić auta). Kilka dni przed jej ukończeniem, po kłótni z żoną, z którą nie mieszkam kilka miesięcy, podjąłem decyzję – biorę rozwód. I powiedziałem to na głos. Wiecie, co się wtedy stało? Dosłownie kilkanaście sekund po tych słowach zadzwonił do mnie na komórkę ceniony ksiądz, który zajmuje się pomocą w trudnych małżeństwach. Oczywiście nie prosiłem go o to, aby do mnie zadzwonił, ani nie prosiłem go w ogóle o pomoc. Zbieg okoliczności… – powie ktoś. Tylko dlaczego zadzwonił po godzinie dwudziestej, w niedzielę? Przecież mógł w normalnych porach, na przykład w poniedziałek. Spotkałem się z tym księdzem. Udzielił mi kilku cennych rad. Rozpocząłem kolejną nowennę, ponownie w intencji uwolnienia mojego małżeństwa, mnie i żony od złego. Mam poczucie, że to właśnie on miesza w tak wyrafinowany i wymyślny sposób, że nie jest mi dane odbudowanie mojego związku. Moja ukochana żona nadal jest jak skała, poświęcona całkowicie pracy. Wierzę w to, że ukończę nowennę i nasza Mama Najświętsza uprosi u Boga, aby dał nam szansę naprawy małżeństwa. Zawierzam mu moją żonę i dzieci. Co ciekawe, gdy spisywałem swoje świadectwo, na początku zawiesił mi się komputer, a w trakcie pisania migał mi monitor. Istotnie – po tym, co przeżyłem wcześniej, nie robi to już na mnie wrażenia, bo wiem, kto za tym stoi. A niewierzącym, ateistom i niedopuszczającym do swojej świadomości istnienia Trójcy Świętej, Matki Boskiej i złego, który zrobi wszystko, aby was „zdobyć”, oświadczam: jeszcze kilka lat temu byłem taki jak wy. Nie dopuszczałem możliwości istnienia Nadprzyrodzonego, wszystko w życiu brałem na rozum. Bóg? Jaki Bóg? – myślałem. I wiecie co? Myliłem się. Na własnej skórze doświadczyłem walki, jaka codziennie, również w nocy, toczona jest o nasze dusze i zbawienie. Mam nadzieję, że moje modlitwy przyniosą pozytywny efekt. Życzę, abyście byli blisko Boga i doświadczyli tylu łask miłosierdzia, ilu ja doświadczyłem. A będącym w kryzysach małżeńskich – nie traćcie wiary. Cierpliwość jest cnotą, a dobry Pan Bóg wie, co robi… Leszek: Byłem zaślepiony swoim życiem Witam wszystkich. Od dłuższego czasu zbierałem się, żeby napisać swoje świadectwo. O nowennie pompejańskiej dowiedziałem się z internetu. Z moją żoną jesteśmy małżeństwem od siedemnastu lat i przechodzimy kryzys małżeński. Cały ten kryzys wynikł z mojej winy, bo mało czasu poświęcałem swojej rodzinie, a zawsze liczyły się tylko moje sprawy. Do tego doszły moje zdrady, które wyszły na jaw. Moja żona na początku walczyła o nasze małżeństwo, ale ja miałem to wtedy gdzieś i nic nie docierało do mnie, bo byłem zaślepiony swoim życiem. Podczas tego romansu Pan Jezus dawał już mi do myślenia poprzez bijące dzwony na niedzielną mszę. Za każdym razem, jak je słyszałem, to coś do mnie mówiło: „Chodź tutaj”, ale ja nie zważałem na to i dalej żyłem w grzechu, podczas gdy wcześniej chodziłem do kościoła i do komunii. To przyszło z dnia na dzień i sam nie wiem, jak to się stało, że zakończyłem to wszystko. Relacje z żoną były bardzo złe i mało bywałem w domu. Spaliśmy już oddzielnie, ja u córki w pokoju, a żona w naszym pokoju, bo sobie już nie życzyła. I po zerwaniu z tym wszystkim zacząłem walczyć o nasze małżeństwo, ale żona już nie chciała, bo była przekonana, że będzie rozwód. Wtedy poszedłem do spowiedzi, zacząłem chodzić do kościoła i żarliwie modlić się i odmawiać różaniec, modlić się do św. Jana Pawła II, do św. Rity w intencji naszego małżeństwa. Potrzebowałem jednak czegoś dłuższego i zobowiązującego. Zacząłem więc szukać w internecie i natknąłem się na nowennę pompejańską. Od razu nie zacząłem jej odmawiać, bo się przeraziłem, że trwa tak długo i że nie podołam. Na początku wszystko mi się myliło, zapominałem. Modliłem się wtedy za uratowanie naszego małżeństwa. Wyciszyłem się, stałem się spokojny. Na części dziękczynnej przerwałem, bo zapomniałem odmówić nowennę. I wszystko zacząłem od nowa. Ta sama intencja pozostała, ale podczas tej nowenny zły tak walczył o mnie, że ze dwa razy różaniec się przerwał, a był nowy, zapominałem tajemnice różańca, nachodziły myśli, po co to robię, i tak nic się dobrego nie dzieje w naszym małżeństwie. Wszystko robił, abym jej nie dokończył. Nie udało mu się jednak tego dokonać. Po nowennie zaczęliśmy się do siebie z żoną zbliżać, wyjeżdżać z dziećmi na wczasy. Wcześniej żona zarzekała się, że to już koniec i nic z tego nie będzie. Nawet zaczęliśmy spać w jednym łóżku i wróciło normalne życie małżeńskie. Każdy by myślał, że wszystko udało się pokonać z pomocą Matki Najświętszej. Cały rok było dobrze. Przez ten czas jednak już nie modliłem się tak gorliwie i nawet nie pomyślałem, żeby odmówić nowennę. Pod koniec tamtego roku zły powrócił. Żona powiedziała, że nie potrafi mi wybaczyć, pokochać i zaufać, bo dała sobie jakiś czas na to wszystko. I znowu wróciły łzy, płacz każdego dnia, oddalenie od siebie i powrót do przeszłości ze strony żony. Zacząłem odmawiać drugą nowennę. W tej nowennie zły nie odpuszczał od samego początku. Przeszkadzał we wszystkim i jak w poprzedniej ze trzy razy rozerwał mi się różaniec, myliłem się. Podczas tej nowenny zacząłem jednak często się spowiadać i przyjmować komunię. W tygodniu chodzę do kościoła i pomaga mi to w zwalczaniu złego. Relacje z żoną są lepsze. Ja stałem się spokojniejszy i bardziej zawierzyłem Matce Bożej Pompejańskiej, bo cały czas czuję Jej opiekę nad sobą. W drugiej nowennie modliłem się o uratowanie małżeństwa i uzdrowienie relacji w nim. Myślę, że łaskę Bożą otrzymałem, bo małżeństwo trwa i relacje są zdrowsze. Matko Pompejańska, dziękuję Ci za wszystkie łaski, które otrzymałem z Twoich rąk, bo moje małżeństwo nadal trwa i poprzez Twoje wstawiennictwo się polepsza. Są trudne dni, już parę razy odmawiałem modlitwę poprzez płacz, zły daje znać o sobie i cały czas miesza. Były chwile, że miałem już przerwać, bo tak nisko upadałem z żalu, goryczy, zawziętości i z nienawiści ze strony mojej żony. Za każdym razem jednak, jak odmawiam nowennę, następuje spokój w duszy i czuję, że nasza Matka Boża czuwa nade mną. Nie poddawajcie się! Nawet gdy wam przyjdzie odmawiać we łzach i w bólu, bo człowiek musi odpokutować za pewne rzeczy, które zrobił w swoim życiu. Katarzyna: Nie lubiłam modlić się na różańcu W lipcu zeszłego roku zachorowałam i znalazłam się w szpitalu. Liczne badania niczego nie wskazywały. Było coraz gorzej. Nie mogłam wstać z łóżka. Zawroty głowy, mdłości, drgawki, duszności uniemożliwiały mi normalne życie. Bardzo bałam się, że umrę. Mąż woził mnie do wielu różnych lekarzy, którzy rozkładali ręce i w ciemno zapisywali mi różne leki. Wcześniej słyszałam o mszach o uzdrowienie i licznych świadectwach, więc postanowiłam pojechać. Pierwszy raz o nowennie pompejańskiej usłyszałam w Częstochowie, słuchając pewnego świadectwa. Po powrocie do domu zaczęłam szukać informacji na temat nowenny. Nie wierzyłam, że dam radę, bo ja niestety nie lubiłam modlić się na różańcu, ale wewnętrznie czułam, że właśnie Matka Najświętsza mnie wysłucha, że da mi szansę. Nie pomyliłam się. Zostałam obdarzona licznymi łaskami od samego początku. Kiedy modliłam się, czułam szczęście i spokój, jakby Matka Najświętsza była przy mnie w pokoju, w którym odmawiałam modlitwę. Czasami wydawało mi się, że czuję zapach kadzidła. To było cudowne. Połączyłam nowennę pompejańską z piękną modlitwą do Matki Bożej Pocieszenia z Jodłówki. Podczas odmawiania części błagalnej Matka Najświętsza sprawiła, że zastanowiłam się nad samą sobą, dostrzegłam swoje liczne grzechy, czułam palącą potrzebę spowiedzi generalnej, nawrócenia. Dostrzegłam, że tylko wydawało mi się, że żyję po chrześcijańsku. Powoli otwierały mi się oczy. Zamów to wydanie "Królowej Różańca Świętego"! …i wspieraj katolickie czasopisma! Zobacz Zamów PDF Końcem października skończyłam część dziękczynną. Wierzyłam, że Matka Najświętsza może mnie wysłuchać i stało się. Zostałam uzdrowiona. Długo bałam się, że choroba może wrócić, że to może tylko na chwilę, dlatego ociągałam się ze świadectwem. Rozpoczęłam kolejną nowennę, bo już nie mogłam żyć bez różańca. Wręcz tęskniłam za obecnością Matki Najświętszej. Dziś jestem zdrową osobą. Jestem wdzięczna Matce Najświętszej, że uprosiła u Pana łaskę dla mnie, że leczy moją duszę. Zostałam obdarzona też pewną łaską – pragnę żyć dla Pana Jezusa, aby zawsze był w moim życiu. Jest mi niekiedy ciężko, ale Pan pokazuje mi ścieżki i stawia w moim życiu ludzi, którzy mi pomagają. Obiecałam Matce Przenajświętszej, że zaangażuję się w działanie Róż Różańcowych. Muszę jeszcze wspomnieć, że tak naprawdę moja choroba była pewnego rodzaju łaską, dzięki której dostałam szansę na nowe życie. Wcześniej żyłam w ciężkich grzechach i pogrążałam się nieszczerymi spowiedziami i samousprawiedliwieniami. Dziękuję Matce Przenajświętszej, a was proszę o „Zdrowaś, Maryjo”. Bóg zapłać. Agnieszka: Uratowane małżeństwo Dzień dobry, piszę to świadectwo na chwałę Matki Bożej, Trójcy Przenajświętszej. Nowennę pompejańską odmawiałam w październiku 2015. Prosiłam Matkę Bożą o uratowanie mojego małżeństwa – jesteśmy siedem lat po ślubie i przechodziliśmy ciężki okres, w domu ciągłe kłótnie, zupełny brak porozumienia. Wydawało się, że rozwód będzie nieuchronny. Wtedy koleżanka powiedziała mi o nowennie pompejańskiej. Zaczęłam modlić się na różańcu i od pierwszego dnia czułam, że Matka Boża opiekuje się nami. Otrzymałam łaskę spokoju i wewnętrzną radość, to, czego tak bardzo mi brakowało. Poczułam się kochana. Mąż też się zmieniał, był spokojniejszy, rozmawialiśmy, dużo rozmawialiśmy o nas, o naszej miłości. Pracujemy nad naszą miłością, bo miłość to zadanie. Zawierzyłam siebie i swoją rodzinę w opiekę Matce Bożej. Dziękuję Ci, kochana Matko Boża, że tak bardzo nas kochasz. Chwała Panu Bogu na wieki wieków. Jezu, ufam Tobie! Monika: Nerwica natręctw Nadszedł i na mnie czas, aby złożyć swe świadectwo. Niedawno skończyłam swoją drugą nowennę. Pierwszą odmówiłam w intencji łaski zdrowia dla mojej mamy w związku z poważną operacją, którą miała przejść. Moja prośba została wysłuchana i mama czuje się już dobrze. Drugą odmówiłam w swojej intencji… Od dziecka choruję na nerwicę natręctw, choć dowiedziałam się o tym dopiero w zeszłym roku, kiedy to jej objawy doprowadziły mnie do załamania psychicznego oraz kilkumiesięcznego pobytu na leczeniu i terapii w szpitalu. O moich objawach i problemach w kontaktach z innymi ludźmi mogłabym pisać dużo, jednak najważniejszym problemem było dla mnie zbliżenie się do drugiego człowieka, ponieważ właśnie to było powodem mojego załamania psychicznego. Na pierwszym roku studiów poznałam chłopaka, bardzo miłego, uprzejmego, inteligentnego człowieka. Bardzo mi się spodobał, ja jemu zresztą też. No i właśnie wtedy zaczęły się schody. Im bardziej on próbował się do mnie zbliżyć, tym bardziej ja go odpychałam i udawałam obojętność, choć czułam, że robiłam to wbrew sobie. Powodem mojego zachowania były liczne lęki, niepokoje, natrętne myśli i bardzo niska samoocena. Po pewnym czasie chłopaka zaczęło drażnić moje zachowanie… Widziałam, że bardzo go tym ranię, ponieważ bardzo mu na mnie zależało, jednak nie potrafiłam tego przerwać. Po roku takiego stanu, po poprawionej maturze chłopak ten przeniósł się na inny kierunek studiów. Nasz kontakt się urwał i właśnie wtedy zrozumiałam, że mi na nim zależało i że popełniłam wielki błąd. Właśnie to doprowadziło mnie do załamania psychicznego. Trafiłam do psychiatry i psychologa. Wtedy właśnie padła diagnoza – nerwica natręctw oraz towarzysząca temu silna depresja. Zaczęłam brać leki i uczęszczać na psychoterapię. To właśnie w jej trakcie zaczęłam odmawiać nowennę pompejańską. O istnieniu tej nowenny wiedziałam już od bardzo dawna. Natknęłam się na nią już w gimnazjum. Jednak na jej odmówienie zdecydowałam się dopiero w tamtej sytuacji. Trochę się bałam, ponieważ słyszałam, że podczas jej odmawiania mogą się dziać różne nadprzyrodzone rzeczy. Podjęłam jednak decyzję, wiedziałam, że tylko Maryja i Jej Syn są w stanie to wszystko naprawić. Długo zastanawiałam się, w jakiej konkretnej intencji się modlić. Postanowiłam całkowicie zaufać i modlić się o potrzebne mi łaski. Do dziś pamiętam wewnętrzny spokój, który mnie ogarnął już po pierwszej odmówionej dziesiątce różańca. Ukończyłam terapię i po wakacjach wróciłam na studia. Byłam zmotywowana do zmiany, stałam się bardziej pewna siebie i bardziej otworzyłam się na ludzi. Jeśli chodzi o tamtego chłopaka, to postanowiłam się do niego odezwać i zrobić pierwszy krok. Udało mi się trochę załagodzić relacje między nami. On chyba też zauważył moją zmianę, ale nie jesteśmy razem… Gdzieś tam wewnątrz mnie tli się iskierka nadziei, ale wszystko pozostawiam w rękach Maryi. Ona wie, co dla mnie będzie najlepsze. Jeśli chodzi o moją nerwicę, to raz jest lepiej, a raz gorzej, ale zawsze w tych gorszych i lepszych chwilach powierzam się w opiekę Maryi. Daje mi to naprawdę wielką siłę. reklama Piękne różańce z kamienia Piękne i wytrzymałe różańce z wzorem Matki Bożej Pompejańskiej. Znajdź coś dla siebie! Zobacz tutaj Ewa: Strach i lęk znikają Swoją ostatnią nowennę pompejańską skończyłam całkiem niedawno. Moją intencją była prośba o uzdrowienie mnie z nerwicy i uwolnienie od lęku. Niestety męczyłam się z nimi od bardzo dawna, w zasadzie odkąd tylko pamiętam. Strach, lęk dosłownie o wszystko bardzo utrudniał mi życie. Zupełny brak wiary w siebie, ogromny stres i paraliż przed wystąpieniami publicznymi, obawa przed relacjami z innymi ludźmi, czasami nawet proste sytuacje życiowe wywoływały we mnie strach i niepokój. Nie potrafiłam nad tym zapanować niestety. Z czasem straciłam radość i chęć życia. W końcu postanowiłam zawierzyć wszystko Maryi i odmówić nowennę pompejańską. Wiedziałam, że Matka Boża zawsze pomaga, gdy się Ją o to prosi. Bałam się jednak, że ten strach jest zbyt silnie zakorzeniony i uwolnienie mnie od niego nie będzie proste. Pomimo różnych obaw zaczęłam i szczęśliwie skończyłam całą nowennę. Dotknęła mnie miłość Matki Bożej. Jej pomoc i troskę czuję dziś na każdym kroku. Strach i lęk znikają, a ja uczę się pokory i zawierzenia Bogu wszystkiego, każdej chwili dnia, każdej sytuacji. Doznałam uzdrowienia, choć wiem, że to uzdrawianie mnie jeszcze trwa. Zachęcam wszystkich do odmawiania nowenny pompejańskiej. Matka Boża na pewno pomoże każdemu, jestem tego pewna. Krzysztof: Walka z trądzikiem Pragnę podzielić się cudem, który został mi ofiarowany przez Najświętszą Maryję Pannę, a dotyczy on uzdrowienia z trądziku, z którym zmagałem się od około ośmiu lat. Wydałem bardzo dużo pieniędzy zarówno na same leki, jak i lekarzy i choć było widać poprawę, to żadna ze stosowanych terapii nie wyleczyła choroby. Muszę przyznać, że było to dla mnie ogromne cierpienie i ciężar. Po bezskutecznej walce podjętej przez dermatologów i przeze mnie (lecząc się naturalnymi środkami, poparzyłem sobie twarz, a bliznę mam do dzisiaj) zacząłem odmawiać nowennę pompejańską. Jednak po 54 dniach nic się nie wydarzyło. Mimo to byłem uparty i po kilku miesiącach zdecydowałem, że zacznę nowennę jeszcze raz. I cud się zdarzył, tak po prostu. Matka Boża się nade mną ulitowała i choroba zniknęła. Zdaję sobie sprawę, że zupełnie na to nie zasługuję, ale miłosierdzie Boże jest nieskończone i ja doświadczyłem tej ogromnej łaski za wstawiennictwem Najświętszej Maryi Panny. Jestem świadom, że trądzik nie jest niczym poważnym i można z nim żyć. Niemniej Bóg okazał mi łaskę i ulitował się nad moim cierpieniem. Chwała Panu! Małgorzata: Zdrowie i pokój serca Chciałabym się podzielić świadectwem łask, jakie otrzymała moja rodzina dzięki Matce Bożej i św. Charbelowi. Nigdy wcześniej nie słyszałam o nowennie pompejańskiej ani o św. Charbelu. W czerwcu zeszłego roku zdiagnozowano złośliwego guza mózgu u mojego męża. Po pierwszej operacji, chemio- i radioterapii guz odrósł w grudniu 2015 roku. Gdy szukałam informacji na temat leczenia, przypadkiem wyświetliła mi się nowenna pompejańska. Na początku wydało mi się niemożliwe odmówienie trzech części różańca przez tyle dni. Mam dwie córki, czteroletnią i pięciomiesięczną, dlatego uznałam, że nie dam rady. Nie dawało mi to jednak spokoju i w grudniu rozpoczęłam pierwszą nowennę o udaną operację, pokój serca i zdrowie dla mojego męża. Różaniec często odmawiałam, kołysząc córkę w wózku. Również św. Charbel pojawił się nieoczekiwanie w naszej rodzinie. Przed operacją mąż dostał obrazki ze św. Charbelem od swojej siostry i brata, a oni nie umawiali się w tej sprawie. I dzięki nowennie i modlitwie do św. Charbela mąż szczęśliwie przeszedł operację, nie ma niedowładów, normalnie mówi. Postanowiłam odmawiać kolejną nowennę o jego uzdrowienie, w czasie gdy jeszcze nie skończyłam dziękować za operację. I tym sposobem odmawiałam dwie nowenny, co uważam za wielką łaskę. W tym czasie uległ poparzeniu szwagier i w jego intencji podjęłam się kolejnej nowenny, po skończeniu tej o szczęśliwą operację męża. Matka Boża wysłuchała i tym razem – szwagier szczęśliwie wraca do zdrowia i teraz nawet odbierał męża ze szpitala, ponieważ mąż miał kolejną operację w lutym i również szczęśliwie ją przeszedł. Skończyłam już odmawiać nowennę o uzdrowienie męża i wierzę, że Matka Boża udzieli naszej rodzinie tej łaski. Prosimy Pana Jezusa o miłosierdzie. Modlimy się codziennie całą rodziną o ten cud. Gdy mąż wychodził ze szpitala, to na oknie w korytarzu pojawiły się obrazki z nowenną i mąż teraz też zaczął odmawiać. Święty Charbel w swojej celi też miał obraz Matki Bożej Pompejańskiej. Wszystko układa się w jedną całość. Ja również odczuwam taki wewnętrzny spokój, że Matka Boża opiekuje się nami, inaczej to pewnie bym tylko płakała. Dziękuję, Matko Boża Pompejańska, za ten ogrom łask i wierzę, że spotyka nas to, co najlepsze i najbardziej potrzebne dla naszego zbawienia. Dowiedziałam się także, że znajoma osoba podjęła się nowenny w intencji mojego męża, bo sama doświadczyła łaski od Matki Bożej. Chciałabym wszystkim polecić tę modlitwę, ponieważ dzięki niej człowiek doświadcza wewnętrznego pokoju, łatwiej znosi trudności, a także zbliża się do Pana Boga. Dziękuję, Matko Boża Pompejańska, i proszę o dalszą opiekę nad naszą rodziną. Twoja czcicielka Małgorzata Monika: Praca i zdrowie Chciałabym złożyć świadectwo wysłuchanych modlitw do Matki Bożej. Otóż odmówiłam w swoim życiu kilka nowenn pompejańskich, między innymi w intencji znalezienia pracy. Dotychczasową pracę jako nauczyciel wykonywałam na umowy-zlecenia, a nawet i umowy o dzieło. Płaca marna, warunki marne, mało godzin i brak perspektyw na lepszą przyszłość. Składałam podania do różnych szkół, ale nawet przy składaniu dokumentów mówiono: „Tak, można zostawić CV, ale nie ma szans u nas na pracę”. Najlepsze jest to, że dostałam pracę tam, gdzie jej nie szukałam. Obecnie pracuję na pełny etat, mam już umowę na czas nieokreślony. Druga intencja dotyczyła zdrowia taty, który miał mieć zabieg/badanie – koronarografię. Źle się czuł, przytykało go bardzo podczas zwykłego chodzenia. Martwiliśmy się. Już raz kiedyś miał robioną koronarografię i jedna tętnica szyjna była prawie cała zatkana… Ten ostatni zabieg został przeprowadzony szybko, bez powikłań (a te mogą być groźne). Tato wrócił do domu „podreperowany” i dobrze się czuje. Jak widać, nowenna pompejańska to wielka sprawa. Bożena: Otrzymywane łaski w czasie leczenia białaczki Dwa lata temu, 7 grudnia dowiedziałam się, że u mojego dziewięcioletniego wnuczka stwierdzono białaczkę. Od razu odnalazłam nowennę pompejańską, którą kiedyś przyniosłam do domu ze szpitala. Nigdy jej wcześniej nie odmawiałam, ponieważ wydawało mi się niemożliwe, aby znaleźć czas na codzienne odmawianie trzech części różańca. Tego dnia w drodze do wnuczka, który był w szpitalu, odmówiłam cztery części różańca, i tak przez 108 dni (czasami trzy części). Już następnego dnia Matka Boża zaprowadziła mnie do kościoła, gdzie w godzinę łaski, o godzinie 12 prosiłam o zdrowie dla niego. Kolejnego dnia ksiądz w jego parafii odprawił mszę o uzdrowienie i powiedział, że podczas niedawno zakończonych rekolekcji nie było tylu osób, ile na tej mszy. Do Bożego Narodzenia msze były odprawiane za niego codziennie w różnych kościołach. Kilka dni po pierwszej mszy wnuczek wyszedł na przepustkę (wcześniej przez miesiąc przebywał w szpitalach). Podczas jednego z badań stwierdzono, że zniknęły zmiany na kości i jąderkach. Wnuczek otrzymywał chemię, jednak włosy mu nie wypadły. Rodzice martwili się jeszcze o utrzymanie trójki rodzeństwa, jedno z nich musiało stale być w szpitalu, a drugie – z dwuletnimi bliźniętami i starszym bratem w domu. Gdy zabrakło pieniędzy, otrzymali pomoc finansową, zorganizowano dla nich imprezy charytatywne. W czasie pobytu w szpitalu wnuczek dostał sepsę, lekarze kazali się tylko modlić. I z niej został cudownie ocalony. W maju przystąpił do I Komunii Świętej, a w sierpniu zakończył leczenie szpitalne. Chociaż leczenie nie jest jeszcze zakończone, wierzę, że jest on uzdrowiony, a cały okres jego leczenia to pasmo ciągłych łask dzięki Bożemu miłosierdziu za wstawiennictwem Matki Bożej w nowennie pompejańskiej i godzinie łaski. Halina: Mój syn wraca do zdrowia Witam serdecznie. O nowennie pompejańskiej dowiedziałam się z internetu jakieś pięć lat temu. Miałam poważne problemy z synem. Zaczęło się w szkole, gdzie inni uczniowie znęcali się nad nim psychicznie i fizycznie. Mój syn popadł w ciężką depresję, chciał popełnić samobójstwo. Nie pomagali psychologowie ani psychiatrzy. Nie mogłam patrzeć, jak moje dziecko cierpi. Przestał chodzić do szkoły, a najgorsze było to, że zaczął szukać pocieszenia w narkotykach. Byłam całkiem bezradna, nie wiedziałam już, gdzie szukać pomocy. Sama zaczęłam popadać w depresję, jeden dzień był gorszy od drugiego. Jedynie cud mógł nas uratować. Trafiłam wtedy na nowennę pompejańską (a może to ona odnalazła mnie…?). Kiedy zaczęłam się modlić, zaczęły powracać mi siły, jakby ktoś pomagał dźwigać mój krzyż. Problemy nie zniknęły z dnia na dzień, ale czułam, że ktoś mną kieruje, ktoś mnie prowadzi cały czas ku lepszemu. Czułam opiekę Matki Bożej, spokój i wewnętrzne wyciszenie. Doznawałam wielu łask, o które nawet nie prosiłam, i to nie tylko duchowych łask, lecz także materialnych. Mój syn nie tak szybko wrócił do zdrowia, a do tego całkiem popadł w nałóg narkotykowy, ale ja cały czas trwałam przy nowennie i z niej czerpałam siły. Ponad rok temu syn przedawkował narkotyki. Trafił do szpitala w dzień, w którym skończyłam właśnie odmawiać swoją trzecią nowennę. Myślałam, że to już koniec… ale okazało się, że to był początek, przełom w naszym życiu, dzięki któremu zaczęliśmy wracać do normalności. Droga była długa, bo syn z toksykologii trafił na oddział psychiatryczny, a stamtąd do kliniki leczenia zaburzeń osobowości. Dzięki temu dziś jednak wraca do zdrowia, skończył z narkotykami, rozpoczął naukę w szkole i ma plany na przyszłość, a ja kończę kolejną nowennę i proszę Maryję, aby ten stan się utrzymał, aby nic nie zburzyło naszego spokoju. Dziękuję Ci, Maryjo, moja Matko, za Twą opiekę. Dziękuję, że jesteś przy mnie i mnie prowadzisz, i wybacz, że tak długo zwlekałam z tym świadectwem. Dziękuję wszystkim, którzy to czytają. Pamiętajcie, Maryja sama wybiera czas i miejsce. Dajmy się prowadzić Matce Bożej. Daje nam tak wiele łask. Halina: Nawrócenie Szczęść Boże! Jest to moje już kolejne świadectwo, ponieważ jestem w trakcie odmawiania dziewiętnastej nowenny pompejańskiej. Jak widzicie, nie potrafię przestać jej odmawiać. Nie chcę stracić tego spokoju serca, który towarzyszy mi już od drugiej czy trzeciej nowenny. Czuję opiekę Mamusi Bożej cały czas. Przez te wszystkie nowenny otrzymuję niesamowitą ilość łask. Każdy, kto składa świadectwo, opisuje, że modlił się o to, a otrzymał całkowicie inną łaskę, wręcz lepszą – ja miałam i mam to samo. Ostatnią przecudną łaską było to, że mój syn się nawrócił, a nawrócenie nastąpiło po przeżyciu przez niego śmierci klinicznej. Możecie sobie wyobrazić, co przeżyłam, ale wiem, że Matka Boża mi go oddała. Kocham Ją niezmierzoną miłością, wierzę w Jej istnienie i bycie przy każdym z nas. Zachęcam każdego, kto szuka jakiejkolwiek pomocy – odmawiajcie nowennę pompejańską. Jest to modlitwa przecudna. Jak już wspomniałam w poprzednich świadectwach, każde „Zdrowaś, Maryjo” jest różą dla najpiękniejszego stworzenia, jakim jest Matka Boża, Najczystsza. Pomyśl, jaki piękny bukiet róż składasz codziennie u Jej nóg. Chwała Panu Najwyższemu. Z Panem Bogiem. Kasia: Uzdrowienie z nowotworu Rok temu, w październiku u mojej 34-letniej siostry zdiagnozowano raka piersi z bardzo licznymi, odległymi przerzutami. Lekarze nie dawali jej szans na wyleczenie. Świat nam się zawalił. Z całego serca prosiliśmy o jej uzdrowienie. Zaczęliśmy zwracać się z prośbą do naszej Mateńki o wstawiennictwo za pośrednictwem cudownej nowenny pompejańskiej. I zaczęły dziać się cuda! Ania początkowo była na bardzo silnych lekach antydepresyjnych. Po kilku dniach modlitwy stwierdziła, że nie potrzebuje już leków, bo otrzymała wielką łaskę od naszej Mateńki – wielkie poczucie spokoju. Kolejne badania robione pod kątem przerzutów budziły duże wątpliwości, jednak je potwierdzały. Wreszcie ostatnie badania zupełnie je wykluczyły! Chwała Panu! Lekarze nie mogli w to uwierzyć. Uznali to oczywiście za pomyłkę. Walka z wrogiem jednak nadal trwała. Guz w piersi pozostał. Chemioterapię siostra przeszła rewelacyjnie. Guz, mający ponad cztery centymetry, bardzo źle rokujący, początkowo nie reagował na leczenie, ale zaczął się zmniejszać. 26 lipca, w Ani imieniny, wykonano mastektomię. Wynik histopatologiczny potwierdził całkowitą remisję nowotworu. Ania jest zdrowa! W całej tej traumie, naszej osobistej tragedii piękne jest to, że przeszłyśmy totalne nawrócenie. Wiemy, że Jezus żyje! Pomimo tego, że nie słyszałyśmy Boga, nasz Tatuś w niebie w cudowny sposób się z nami komunikował. Kluczowe momenty leczenia Ani to początek pierwszego i drugiego cyklu chemioterapii, ostatni dzień chemii, dzień mastektomii, pierwszy dzień radioterapii – zawsze wychodziły w święto Ani bądź kogoś z najbliższej rodziny. Bywało, że coś zostało zaplanowane inaczej, a później zostało przełożone na ten wyjątkowy dzień. W momencie, kiedy najbardziej Ania tego potrzebowała, leżąc w szpitalu, nagle na jej drodze pojawiał się ksiądz z Komunią Świętą (potrafiła powiedzieć: „Kasia, fajnie by było, gdyby przed podaniem chemii przyszedł do mnie ksiądz” – i po kilku minutach był!). Przyjmowała sakrament namaszczenia chorych. Otrzymywała cudowne słowa poznania podczas modlitw wstawienniczych u ojców jezuitów. Pamiętam, jak podczas jednej z takich modlitw wokół Ani powstało poruszenie. Panie, które wstawiały się za Anią, poprosiły o słowo poznania dla niej. Otworzyły Pismo Święte na fragmencie Psalmu 6,10: „Pan usłyszał moje błaganie, Pan przyjął moją modlitwę”. Piękne, prawda? Tych modlitw, tych słów było tak wiele… Pogłębiały naszą wiarę. Wielką obecność Boga odczuwałyśmy również podczas spotkań z Marcinem Zielińskim. Świetny chłopak! Niczego nam nie obiecywał, tylko prosił: „Módlcie się i przyjeżdżajcie do nas, będziemy się modlić razem”. I jeździłyśmy! Wszędzie szukałyśmy Boga. Teraz wiem, że to On nas odnalazł dzięki wstawiennictwu naszej kochanej Mamy. Dziękuję Ci, Mateńko! PS Proszę o modlitwę za Anię, by zły nie powrócił, by Matka Boska nieustannie ją chroniła. A wszystkim, którzy tracą nadzieję, z całego serca polecam nowennę pompejańską. Ja z tą modlitwą już nigdy się nie rozstanę. Modliłam się w intencji Ani, a sama otrzymałam tak wiele… Amen! informacja Wspieraj różańcowe inicjatywy Czy wiesz, że poza czasopismem "Królowa Różańca Świętego" mamy wiele innych inicjatyw? Jeśli podoba Ci się nasza praca, to wspieraj nasze inicjatywy. Wybierz i wesprzyj projekt!
Niech Bedzie Uwielbiona Kròlowa Ròżańca Świętego i Jej Syn a Nasz Zbawiciel Jezus Chrystus. Do tej pory odmowiłam 3 nowenny. Nie byłam osoba wierzaca az do momentu jak poznałam 2lata temu osobe ktòra pokazała mi Boga z zupełnie innej perspektywy niz to robił ksiadz w kosciele. Od tamtej pory chodze…
Szczęść złozyć swoje świadectwo,podzielić się swoją refleksją. O Nowennie Pompejańskiej dowiedziałam się od mojej przyjaciółki. Stwierdzilam wtedy,że jest to niemożliwe żeby przez 54 dni codziennie odmawiać 3 po raz który w życiu dochodzę do wniosku,że dla Pana Boga nie ma rzeczy czas,że postanowiłam spróbować odmowić NP i teraz jestem święcie przekonana,że była to moja najlepsza,najcudowniejsza decyzja jaką podjęłam w swoim NP miałam w intencji swojej rodzinnej poprawy sytuacji finansowej,i ku mojemu zdziwieniu zaczęły się dziać takie rzeczy,że byłam zdziwiona i bardzo świadectwa tych wszystkich osób,zawstydziłam się,że ja proszę o takie przyziemskie sprawy Matkę Boską i dla skończeniu pierwszej NP,postanowilam te 2,3,4 NP odmawiać już tylko w jednej i tej samej intencji jaka jest ,, intencji Matki Boskiej,,Wierzcie mi,że najlepiej jest się modlic w jej intencjach bo Matka Boska i tak sprawia i spełnia wszystko to o co ja bym ją o czym ja pomyslę,zaraz po jakimś czasie to się to zadziwiające ale samopoczucie jest nie do opisania,jaką błogość i spokój w sercu noszę cały czas bo jest to za pośrednictwem Matki jedno,że juz nie zaprzestanę odmawiania NP,bo nie chcę tego stracić co namawiam na odmawianie może nie wiedzą,że mozna odmawiać ją wszędzie,w pracy,podczas jazdy samochodem,na spacerze,w domu przy obowiązkach,aby tylko byc skupionym i połączonym z sercem Matki Boskiej,ja tak robię może to nie jest dobre ale tak MB mnie wysłuchuje bo mam juz potwierdzenie jej obecnosci w moim odmawiania 3 NP stało się to co wam teraz w skrócie z mężem 26 lat po ślubie,kochamy się oboje,ale jest jedno ale,mój małżonek jest wierzący ale nie praktykujący,no i jak się nie trudno domyslić o co ja się modlę do po pracy spędza bardzo duzo czasu przed ranka przebudzając się na kanapie widzi że telewizor(dosyć nie duża plazma) leży bokiem(dziwna pozycja)na kto to mógł zrobić i po obudzeniu reszty domowników pytając kto to zrobił,uzyskał odpowiedż nie było i nikt nie dotykał telewizora,a jednak ktoś go tak mnie nie trzeba było tłumaczyć,kto i po co to przekonana,że mąż wie co sie stało ale jeszcze nie chce się do tego tylko czekam,i wierzę że MB mnie tego momentu mój małżonek zmienił się bardzo,nie chcę zapeszać ale to działa,bardzo dziwne zdarzenia się w moim zyciu dzieją gdy ja odmawiam Nowennę zakończenie mojego świadectwa powiem,odmawiajcie Nowennę Pompejańską,bo gdy tylko bierzecie Różaniec do ręki to ładujecie karabin na złego koralik różańca to kula na wszystkich serdecznie. StartŚwiadectwa o nowennie pompejańskiejHanna: Zadziwiające zdarzenie w moim domu.
. 109 388 464 390 288 359 170 28
dziwne rzeczy podczas odmawiania nowenny